Po południu z p. Lewandowską [żoną Bohdana] i Bożeną samochodem po wszystkich dzielnicach Nowego Jorku. Miałem więc okazję poznać miasto. Ogromne sprzeczności. Wspaniałe centrum, wielkie wieżowce, dużo aluminium i szkła, kilka ulic dalej potworna brzydota, zapuszczone domy, brudne ulice itd. Niedaleko od centrum ulice największej nędzy i wykolejeńców, narkotyków, pijane gęby, na których znać ślady bójek, słowem – coś okropnego. Miła dzielnica chińska, jak również murzyńska – Harlem. [...] Wieczorem na „West Side Story”. Piękny film, wspaniali aktorzy, cudowna muzyka. Duże przeżycie. Bilet – 3 dolary.
Nowy Jork, 6 września
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Nasz pobyt w Witowie powoli dobiega końca. Niezwykle sugestywny jest tutejszy świat, czyli ów „mikroklimat” góralskiego życia. Zachowały się dawne ludowe formy tego życia, stroje, hierarchia wartości, nie przeszkadza temu nowoczesność, której potrzebę górale odczuwają bardzo mocno i wprowadzają ją… za pomocą dolarów. Bo Witów należy do wsi najbardziej zamerykanizowanych („strefa dolarowa”), najbogatszych. Nierzadko widzi się góralkę rozbijającą się amerykańskim „krążownikiem szos”, wszędzie amerykańskie swetry i wiatrówki, sporo też maszyn rolniczych. Górale tutejsi jeżdżą do Ameryki z wizytą do krewnych, pracują tam pół roku czy więcej (choć oficjalnie bez obywatelstwa nie wolno), odmawiając sobie wszystkiego, ale za to wracają z samochodem lub dolarami, a za dolary w Polsce Ludowej dostać można wszystko – dolar jest tutaj, jak mawiał Stanisław Mackiewicz, walutą oficjalną i uprzywilejowaną. W rezultacie w Witowie jest dobrze – chłopi mają nawet na własność traktory, pewno kupione na lewo lub samemu zmontowane, bo oficjalnie bez pośrednictwa kółek rolniczych traktoru wypożyczyć Ne można, tym bardziej zaś mieć na własność.
W rezultacie Witów żyje pełną piersią, żyje swoim materialnym mikroawansem i ani się kłopocze, że w Polsce jest coś nie w porządku.
Witów, Podhale, 4 sierpnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.